To będzie wpis dla osób, których dopadła rutyna i chcieliby
zrobić coś szalonego, a może po prostu właśnie piszą maturę i nie mają pomysłu
na siebie co dalej...
W moim przypadku wyglądało to podobnie. Miałam dość
siedzenia w czterech ścianach, braku pomysłów na sensowne spędzanie czasu
wolnego, papierkowej pracy w pojedynkę w nudnym biurze i tygodniowych letnich
wyjazdów nad morze. Chciałam czegoś więcej!
Nigdy wcześniej nie pracowałam w gastronomii, więc
podejrzewałam, że łatwo nie będzie, ale postawiłam sobie jasny cel: Wyjeżdżam i
koniec! Jak powiedziałam, tak też zrobiłam.
Całymi dniami przeglądałam ogłoszenia na różnych portalach związanych
z pracą sezonową – albo same oszustwa albo nic sensownego, później przerzuciłam
się na ogłoszenia lokalne z nadmorskich miejscowości, a w końcu na ogłoszenia
prosto z urzędów pracy – NIC!
Nie poddaję się tak łatwo, więc zdecydowałam się na żmudną
pracę – rozsyłanie mailingu do kolejnych hoteli, domów wczasowych, pensjonatów.
Wysłanie maila nic nie kosztuje, a spróbować przecież nikomu nie wadzi. Skakałam
z radości widząc pierwszą odpowiedź. Chociaż marzyłam o tym wyjeździe,
zaczynałam tracić nadzieję, że się uda, a jednak ktoś odpisał! Niestety... poszukiwane
były jedynie osoby z doświadczeniem. Podobnie wyglądały kolejne maile zwrotne.
Ale ja wciąż pisałam i pisałam, wysłałam setki, a nawet tysiące wiadomości o
tej samej treści. Aż pewnego razu otrzymałam wreszcie upragnioną odpowiedź!
Zaproponowano mi i mojemu chłopakowi pracę w jednym z nadmorskich ośrodków
wypoczynkowych. Oboje mieliśmy być kelnerami, pracować na tej samej zmianie i
mieć co 2 dzień wolny – to brzmiało jak bajka!
Czym prędzej udaliśmy się na rozmowę z naszym szefostwem i
poprosiliśmy o prawie półroczny bezpłatny urlop. Oczywiście nie spotkało się to
z ich aprobatą, ale co nas to w tym momencie obchodziło? Przecież wyjeżdżaliśmy
nad morze!!!
Dwa tygodnie później już byliśmy na Półwyspie Helskim. Być
może ośrodek nie rzucał na kolana, ale i tak było wspaniale! Dostaliśmy malutki
pokój ze wspólną łazienką na korytarzu i zanim jeszcze się rozpakowaliśmy
pobiegliśmy zobaczyć Bałtyk. Mieliśmy spędzić tutaj tyle czasu? Ekstra!
Sama praca nie była tak ciężka jak myśleliśmy. Szybko nauczyliśmy
się sztuki kelnerskiej i czasem nawet zgarnialiśmy niezłe napiwki, a nawet i
prezenty! Każdego wieczoru spotykaliśmy się z całym personelem ośrodka i
wspólnie spędzaliśmy czas, często imprezując do białego rana, nazajutrz obsługując
gości (niestety) na niezłym kacu. A w dni wolne, czyli co drugi dzień –
smażyliśmy się na plaży i śmialiśmy z tych, którzy bali się wyjechać ;)
To był wspaniały czas! Wracaliśmy ze łzami w oczach...
Za rok pojechaliśmy w inne miejsce, ale o tym w osobnym
poście.
W każdym bądź razie chciałabym coś uzmysłowić osobom, które
zastanawiają się nad tego typu wyjazdem. Nie ma nad czym kombinować!
Pakujcie walizki i jedźcie, bo być może taka okazja już się Wam nigdy nie
przytrafi! Tych wspomnień i przeżyć nikt Wam nie zabierze, a to jest
najcenniejsza pamiątka, jaką stamtąd przywieziecie!