Przedostatni weekend maja to doskonały czas na wypad z przyjaciółkami za miasto. Choć propozycji spędzenia wspólnego weekendu było wiele, ostatecznie wybór padł na Zakopane. Nigdy wcześniej tam nie byłam, więc chętnie przystałam na tę propozycję - Krupówki i Morskie Oko kiedyś zobaczyć trzeba!
Wyjechać miałyśmy już z samego rana w piątek, ale jak to z kobietami bywa, żadna z nas nie wyrobiła się w czasie, więc planowany na 6 rano wyjazd, przesunął się o całe 2 godziny. No cóż, lepiej późno niż wcale :) Cała trasa odbyła się nieco w ciemno, zabrałyśmy ze sobą jedynie kiepską mapkę i brak pomysłu, którędy jechać do Zakopanego. Na efekty nie trzeba było długo czekać, pogubiłyśmy się po drodze i zrobiłyśmy całkiem niezłe, niepotrzebne zresztą kółko, ale na szczęście szybko udało się wrócić na właściwą trasę i dojechałyśmy bezpiecznie na miejsce.
A tam czekała na nas niezbyt miła niespodzianka. Po wcześniejszej rezerwacji na trzy osoby, okazało się, że czeka na nas pokój dwuosobowy, a właścicielka jest wielce zaskoczona, że jest o jedną osobę więcej... Na szczęście nie zepsuło nam to naszego pobytu, i choć miejsca było okropnie mało, to i tak udało nam się nieźle wypocząć!
Zakopane od samego przyjazdu przywitało nas ulewą, co również nie zniechęciło nas do zwiedzania. Rzuciłyśmy walizki w kąt i udałyśmy się w stronę centrum...
Krupówki
Pamiątki otaczały nas z każdej strony!
I oczywiście miś!
Okolice Gubałówki
Na każdym stoisku proponowano nam degustację oscypków. Po przejściu takiej trasy można było zapełnić brzuch.
Fabryka cukierków
Już na samym deptaku zapraszała do siebie zapachem. A przekraczając jej progi, wkroczyłyśmy w iście bajkową krainę, pachnącą smakowitościami - do wyboru, do koloru!
O pełnych godzinach miały miejsce pokazy, w jaki sposób wytwarzane są cukierki, a także... degustacja! Ok, przyznaję się... poszłyśmy tam dwa dni z rzędu. Takie były dobre!
Dolina Kościeliska
Deszcz, mgła, przemoczone trampki i trzy uparte dziewczyny. Jak widać warunki pogodowe nie sprawiały nam problemów, chociaż nad Morskie Oko niestety nie zawitałyśmy. (Kiedyś nadrobimy straty - I promise..)
Widoki były obłędne - chociaż po tej wyczerpującej wędrówce wyglądałyśmy jak po tygodniowym melanżu - opłacało się!
No i słynna Jaskinia Mroźna (ponad 1110m n.p.m.) - najpierw wdrapywałyśmy się pod górę, później przeciskałyśmy się przez szczeliny...
... a po wyjściu z niej, wynagrodził nam to taki piękny widok!
I tyle o Dolinie Kościeliskiej...
Nie byłabym sobą, jakbym nie wspomniała czegoś o jedzeniu...
Pierwsze dwa obiady zjadłyśmy w knajpce o nazwie MINI SZAŁAS, gdzie za 15zł dostałyśmy dwudaniowy obiad z surówkami. Za pierwszym razem - niebo w gębie.
Drugiego dnia jednak coś im nie poszło i trzeba było zrezygnować z obiadu i zawitać gdzie indziej.
Nasze wygłodzone żołądki skusiła reklama jedzenia na wagę. 100g za 3zł? Czemu nie!
11zł za garstkę bigosu - nie opłaciło się zupełnie, więc pomimo tego, że było pysznie, chyba jednak nie polecamy.
Trzeci dzień - Gospoda Podkowa
Informacja na stołach zwaliła nas z nóg...
Kto normalny przynosi do restauracji swoje jedzenie i jeszcze płaci za to 70zł!? A może ja jestem jakaś dziwna i tego nie rozumiem?
Jako, że była niedziela, nasze podniebienia zażyczyły sobie rosołu i kotleta (to już chyba standard...)
Ciekawostką jest jednak to, że to na zdjęciu to porcja dziecięca.
I tu pojawia się pytanie... To jak wygląda porcja dla dorosłego, skoro porcja dziecięca jest wielkości normalnego obiadu?
Ważne, że było dobre i tanie - cały talerz dobroci kosztował jedynie 8zł!
PARTY TIME!
Tutaj szok. Ilekroć jedzenie w Zakopanem do najdroższych nie należało to imprezowanie zabrało wszelkie nadwyżki pieniężne. Wstęp do każdej możliwej dyskoteki 10zł, a jakikolwiek trunek tyle samo. Zgroza! I nici z clubbingu :)
Dyskoteka Morskie Oko
Dlatego też, by było ekonomicznej, a przy okazji by porównać lokale, wybrałyśmy się do takiego, gdzie wstęp był darmowy, a piwo o połowę tańsze. I choć klub świecił pustkami, trzeba przyznać, że nadrabiał wyglądem.
Pub/klub Grota
Później powrót do Morskiego Oka i balety do samego rana! Następny dzień - pobudka punkt 8:00, ale co to dla nas...
Po wymeldowaniu jeszcze spacerowałyśmy i zwiedzałyśmy Zakopane, a pod wieczór
kierunek: DOM.
kierunek: DOM.
Oczywiście musiałyśmy się zgubić po drodze... Na szczęście pomimo mandatu, spalonych opon i tym podobnych przygód, dotarłyśmy całe i zdrowe.
Następnym razem pójdzie lepiej!