Nasz drugi wyjazd przedłużył się nieco bardziej niż planowaliśmy... Spędziliśmy nad morzem prawie 7 miesięcy!
Tym razem naszym celem stało się Pomorze Zachodnie i choć planowaliśmy pracę w zupełnie innym mieście, koniec końców wylądowaliśmy w Międzyzdrojach. Uprzedzając pytania: nie pożałowaliśmy! Choć nie bywam często nad polskim morzem, zauważyłam od razu, że ta część Pomorza sprawia wrażenie...bogatszej? Być może się mylę. W każdym razie zeszłoroczna Jastarnia w porównaniu do tego wyjazdu wypada zdecydowanie słabo. Chociaż muszę przyznać, że ta "mała wioska rybacka" miała swój urok!
Tego lata mieliśmy pracować w restauracji jednego z domków willowych, których w Międzyzdrojach pełno. Miała to być praca codzienna, ale również zarobki miały być odpowiednio wyższe niż w poprzednim roku. Dodatkowo nie musieliśmy z nikim dzielić łazienki - mieliśmy swój kąt. Zamieszkaliśmy w wydzielonym w willi pokoiku, przypominającym nieco mikroskopijną kawalerkę z antresolą. Mieliśmy również wyjście z pokoju na duży taras, niestety dzielony z innym pokojem. W praktyce wyglądało to jednak tak, że jedynie my z niego korzystaliśmy. Jak na warunki pracy sezonowej - cudo!
I tak pracowaliśmy sobie pierwszy miesiąc. Ja jako pomoc kuchenna, chłopak jako bufetowy. Niestety praca ta zupełnie nie przypadła mi do gustu. Zdecydowanie bardziej wolałam kelnerstwo. Kontakt z ludźmi czy nawet noszenie brudnych talerzy sprawiało mi większą frajdę niż np. krojenie warzyw. Tutaj czas dłużył się niemiłosiernie, a każde kolejne spojrzenie na zegarek powodowało wzrost mojej frustracji... Po miesiącu nasza szefowa uznała, że na moje miejsce widzi bardziej chłopaka niż dziewczynę i postanowiła wcielić swój plan w życie z dnia na dzień.
Było mi przykro... Wyjeżdżaliśmy do pracy sezonowej, by móc m.in. pracować razem, a tu taka niemiła niespodzianka. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jakie miałam szczęście, że zostałam zwolniona :) Przez pierwszych kilka dni wylegiwałam się do południa, a później spacerowałam po mieście - zrobiłam sobie taki krótki urlop, a zaraz po tym rozpoczęłam poszukiwania nowej pracy. Trafiłam do znanej restauracji, gdzie już na wstępie za ciężką pracę proponowano mi spore zarobki. Nie miałam nic do stracenia, więc spróbowałam. Jak szybko się zgodziłam, tak szybko uciekałam stamtąd. Współpracownice były nie do zniesienia, a atmosfera w pracy taka, że powietrze można było kroić nożem... To nie dla mnie. Poszukiwań nastąpił więc ciąg dalszy, odbyłam kilka rozmów kwalifikacyjnych i wreszcie trafiłam na to odpowiednie miejsce - podobno do trzech razy sztuka?
Już następnego dnia miałam swój pierwszy dzień w pracy. Było dokładnie tak jak zawsze chciałam. Duży hotel, mnóstwo ludzi, fajna praca, dobre napiwki i ... znajomości, których nie sposób zapomnieć :) Kiedy pracowałam na poranną zmianę, spotykaliśmy się po pracy na plaży lub w knajpie. Kiedy w grę wchodziła zmiana popołudniowa - kończyliśmy na imprezie do białego rana. Tak bardzo spodobała mi się ta praca, że nie chciałam wracać do domu, a kiedy już nastąpił ten ostatni dzień, dostałam niesamowity prezent. Gość hotelowy z Rosji zostawił mi całkiem niezły napiwek - 100 euro. Zdarzały się spore sumy, ale aż tyle nie uzbierałam nigdy. To było całkiem miłe pożegnanie z pracą, którą bardzo, bardzo polubiłam...
PS. Podczas sezonowej pracy jest czas na wszystko! Trzeba trafić na dobrego pracodawcę, więc lepiej szukać aż do skutku niż stracić całe wakacje. Nam udało się nawet zwiedzić kilka miasteczek po niemieckiej stronie Bałtyku i zawitać w słynnym Heide Parku. Wrażenia niezapomniane!
Dla chcącego nic trudnego! :)
Tym razem naszym celem stało się Pomorze Zachodnie i choć planowaliśmy pracę w zupełnie innym mieście, koniec końców wylądowaliśmy w Międzyzdrojach. Uprzedzając pytania: nie pożałowaliśmy! Choć nie bywam często nad polskim morzem, zauważyłam od razu, że ta część Pomorza sprawia wrażenie...bogatszej? Być może się mylę. W każdym razie zeszłoroczna Jastarnia w porównaniu do tego wyjazdu wypada zdecydowanie słabo. Chociaż muszę przyznać, że ta "mała wioska rybacka" miała swój urok!
Tego lata mieliśmy pracować w restauracji jednego z domków willowych, których w Międzyzdrojach pełno. Miała to być praca codzienna, ale również zarobki miały być odpowiednio wyższe niż w poprzednim roku. Dodatkowo nie musieliśmy z nikim dzielić łazienki - mieliśmy swój kąt. Zamieszkaliśmy w wydzielonym w willi pokoiku, przypominającym nieco mikroskopijną kawalerkę z antresolą. Mieliśmy również wyjście z pokoju na duży taras, niestety dzielony z innym pokojem. W praktyce wyglądało to jednak tak, że jedynie my z niego korzystaliśmy. Jak na warunki pracy sezonowej - cudo!
I tak pracowaliśmy sobie pierwszy miesiąc. Ja jako pomoc kuchenna, chłopak jako bufetowy. Niestety praca ta zupełnie nie przypadła mi do gustu. Zdecydowanie bardziej wolałam kelnerstwo. Kontakt z ludźmi czy nawet noszenie brudnych talerzy sprawiało mi większą frajdę niż np. krojenie warzyw. Tutaj czas dłużył się niemiłosiernie, a każde kolejne spojrzenie na zegarek powodowało wzrost mojej frustracji... Po miesiącu nasza szefowa uznała, że na moje miejsce widzi bardziej chłopaka niż dziewczynę i postanowiła wcielić swój plan w życie z dnia na dzień.
Było mi przykro... Wyjeżdżaliśmy do pracy sezonowej, by móc m.in. pracować razem, a tu taka niemiła niespodzianka. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jakie miałam szczęście, że zostałam zwolniona :) Przez pierwszych kilka dni wylegiwałam się do południa, a później spacerowałam po mieście - zrobiłam sobie taki krótki urlop, a zaraz po tym rozpoczęłam poszukiwania nowej pracy. Trafiłam do znanej restauracji, gdzie już na wstępie za ciężką pracę proponowano mi spore zarobki. Nie miałam nic do stracenia, więc spróbowałam. Jak szybko się zgodziłam, tak szybko uciekałam stamtąd. Współpracownice były nie do zniesienia, a atmosfera w pracy taka, że powietrze można było kroić nożem... To nie dla mnie. Poszukiwań nastąpił więc ciąg dalszy, odbyłam kilka rozmów kwalifikacyjnych i wreszcie trafiłam na to odpowiednie miejsce - podobno do trzech razy sztuka?
Już następnego dnia miałam swój pierwszy dzień w pracy. Było dokładnie tak jak zawsze chciałam. Duży hotel, mnóstwo ludzi, fajna praca, dobre napiwki i ... znajomości, których nie sposób zapomnieć :) Kiedy pracowałam na poranną zmianę, spotykaliśmy się po pracy na plaży lub w knajpie. Kiedy w grę wchodziła zmiana popołudniowa - kończyliśmy na imprezie do białego rana. Tak bardzo spodobała mi się ta praca, że nie chciałam wracać do domu, a kiedy już nastąpił ten ostatni dzień, dostałam niesamowity prezent. Gość hotelowy z Rosji zostawił mi całkiem niezły napiwek - 100 euro. Zdarzały się spore sumy, ale aż tyle nie uzbierałam nigdy. To było całkiem miłe pożegnanie z pracą, którą bardzo, bardzo polubiłam...
PS. Podczas sezonowej pracy jest czas na wszystko! Trzeba trafić na dobrego pracodawcę, więc lepiej szukać aż do skutku niż stracić całe wakacje. Nam udało się nawet zwiedzić kilka miasteczek po niemieckiej stronie Bałtyku i zawitać w słynnym Heide Parku. Wrażenia niezapomniane!
Dla chcącego nic trudnego! :)